sobota, 22 września 2012

Hej hej :)
ostatnio nie miałam przy sobie niestety aparatu, więc jedynym urządzeniem, jakim mogłam się posługiwać, była moja komórka.



Upieczone przeze mnie i Karolinę babeczki cytrynowe polane lukrem... O rany, smak z podstawówki. Coś niesamowitego.
Macie czasami coś takiego, że biorąc do ust kęs jakiegoś dania, czy chociażby kawałek ciasta, przywołują wam się nagle wspomnienia? Wygląda to dosłownie tak:
Bierzesz kęs
Impuls dociera do mózgu
Przed oczami staje obraz
Czujesz dokładnie ten sam zapach
Atmosferę
Klimat
Trwa to zaledwie 1/10000 sekundy
A masz wrażenie jakby trwało wieczność
Budzisz się
I masz wielką ochotę znaleźć się tam natychmiast...

To jest tak niesamowite uczucie... Wspomnienia są w ten sposób wywoływane najczęściej przez smak lub zapach.

Do następnego :)

czwartek, 13 września 2012

Poprzedni post Karoliny był o szkole, więc ja napiszę o czymś innym.
Chociaż chwila, tylko coś wspomnę. :>
Chodzę w tej chwili do szkoły, która jednym słowem daje możliwość rozwoju artystycznego. Jest to dla mnie akurat niesamowicie ważne, ponieważ w poprzedniej nie miałam ani jednego dnia wolnego - nauka trwała do późnej nocy, o żadnych chociażby dwu godzinnych wyjściach po lekcjach nie było raczej mowy. No i właśnie dlatego z jednej strony się martwię - czy przez ten luz, którym nas teraz obdarzają, nie rozleniwię się? No może niekonieczne. Bardziej tak naprawdę boję się tego, że nie będę wystarczająco dobrze przygotowana do matury. Wiem, że to jeszcze dosyć wcześnie, aczkolwiek jest to jednocześnie ostatni moment, w którym można byłoby przeprowadzić jakiekolwiek zmiany. Wliczając w to również zmianę szkoły...
Ale do rzeczy. Korzystając ze sporej ilości wolnego czasu, uznałam, że muszę zebrać do przysłowiowej "kupy" wszystkie kierunki, w jakie chciałabym dalej iść. No i tu mamy problem, ponieważ jest ich naprawdę dużo, a abstrahując już od mimo wszystko istniejącego ograniczenia czasowego, nie starczyłoby mi po prostu siły. Chciałabym rozwinąć się artystycznie(to też mogłabym podzielić na podrozdziały...), filmowo, fotograficznie, kucharsko, sportowo a także humanistycznie. Powinnam się zapisać na zajęcia z rysunku(kto wie, może architektura...?), graffiti, do pałacu na foto(aby mieć zawsze pod ręką tzw. piekiełko;)) oraz film, może jakieś warsztaty z gotowania, sks - y z kosza, zajęcia taneczne no i... przeczytać wszystkie książki, które znajdują się na mojej liście. To nie jest takie proste...
Dostałam dopiero co plan lekcji, który najpewniej będzie obowiązywał przez najbliższe... dwa miesiące, jak dobrze pójdzie ;) to właśnie moja szkoła. Wysoko usytuowana, ale jednocześnie mocno nierozgarnięta. Po krótkim namyśle mogę stwierdzić, że chyba właśnie z tego powodu dobrze tam pasuję. :) W każdym razie z istniejącym już grafikiem, mogę sobie rozplanować zajęcia.
A tak sama z siebie na pewno poświęcę najbliższy czas fotografii. Do 30 września trwa pewien konkurs, w którym chcę wziąć udział, więc do pracy!

fot. by Lee Frost

środa, 5 września 2012

Pierwszy dzień w nowej szkole.

Po skończeniu gimnazjum cieszę się że poszłam do tego liceum do którego chciałam :)
Moja klasa się trochę różni od innych ponieważ spędzę w niej aż cztery lata ucząc się hiszpańskiego bardzo intensywnie.
Po pierwsze nauczyciele są mili choć każde z nich ma swoje zasady.
A ludzie są super przynajmniej taka jest moja opinia po tym dniu.
A kolejny plus to plan zajęć, lekcje kończą się najpóźniej o 14:30.
Wszystko zapowiada się ciekawie i widać że przeżyję ten rok.

sobota, 1 września 2012

Koniec sierpnia...

Hej :) Dzisiejszy post będzie o wszystkim i o niczym.
Właśnie skończył się sierpień. Miesiąc pełnego lata... kwitnienia kwiatów... ale i zdrowych zębów oraz trzeźwości (tak, tego również zdołałam się dowiedzieć).
Niestety kojarzy się on również z końcem wakacji. Już w poniedziałek rozpoczęcie roku szkolnego. Niektórzy już gotowi, inni (w tym głównie ci starsi) nie koniecznie... Z resztą nie powinniśmy się im dziwić - komu chce się wracać do szkoły?! Jedni do tej samej, drudzy do nowej. Ale i tak każdego czeka na pewno jakaś zmiana.
Korzystając jeszcze z możliwości późniejszego wstawania i poświęcania czasu swojemu śniadaniu(nie to co w ciągu roku...) zrobiłam po prostu naleśniki. Niby takie proste danie, a nie każdy umie je dobrze zrobić. ;)
Ja je dodatkowo uoryginalniłam.


Oczywiście nie obyło się bez zwykłych naleśników - takimi niepełnymi sercami specjalnie najeść się nie można.

Muszę przyznać, że wyszły naprawdę dobre. Tajny składnik - jogurt naturalny ;)

PS. Uwielbiam borówki. Wystarczą mi nawet takie zanurzone w mleku, z odrobiną cynamonu. Mmmm...


Do następnego postu (obiecuję większy konkret, mam na niego pomysł)!
Mania